poniedziałek, 21 lutego 2011

Zimowo

Zima powoli się kończy, chociaż za oknem tego nie widać, więc wypadałoby podsumować zimową aktywność naszego zespołu. Za dużo tego nie bo aż / tylko 2 starty, ale od początku. W styczniu wybraliśmy się na Zimowy Rajd 360 stopni do Koniakowa, o dziwo nawet zima dopisała. Trasa liczyła ok. 170 km, na które składały się Bno, rower, trek, rower, trek, znowu rower i jeszcze trek połączony z biegówkami. Do tego trzeba było wdrapać się z rowerem na kilka górek, więc lekko nie było.
 fot. www.silne-studio.pl
Niska temperatura, odczuwalna  zwłaszcza na zjazdach również nie ułatwiała zadania. Tempo mieliśmy nie najgorsze, ale jakoś to nie był mój dzień, zwłaszcza na rowerze, na którym nawet na prostych nie mogłem się rozwinąć rozsądnej prędkości, o podjazdach nawet nie wspominając. Trudno powiedzieć, z czego to wynikało, bo sporo wcześniej jeździłem na rowerze, ale po prostu tego dnia nie szło. Do tego pogiąłem mocno obręcz, co skutkowało koniecznością rozpięcia przedniego hamulca, więc na zjazdach emocji nie brakowało :) 

Miesiąc później startujemy w Brugi Winter Trophy w Zawoi. Impreza na rakietach, która po raz kolejny odbyła się bez rakiet. Śnieg padał od piątku cały czas, ale na rakiety było za mało. Pierwszy etap, chyba już tradycyjnie, nie jest najlepszy w naszym wykonaniu. Już na samym początku odpuszczamy jeden punkt, założyliśmy że trasa jest trudniejsza niż była. W efekcie prawie 3 godziny przed limitem meldujemy się na mecie przyjmując 90 min. karę czasową za brak punktu, co pozbawia nas możliwości walki o dobrą lokatę. Etap był dość szybki, dużo odcinków pokonaliśmy biegiem, a taką wisienką na torcie było zbieganie przez las po zmrożonym śniegu. Po prostu bajka. Nawigacyjnie popełniliśmy dwa błędy, w sumie kosztowało nas to ok. 20 min. Chociaż kilka innych przebiegów też można było zrobić lepiej. Jak ktoś chce, to może zobaczyć naszą trasę poniżej.
Wieczorem, jak to zwykle bywa na dwudniowych imprezach Compassu, izotoniki lały się strumieniami, ale to jest temat na zupełnie inną opowieść. Drugiego dnia, lekko zmęczeni po sobotnim wieczorze, chcemy po prostu sprawnie pokonać trasę. Na początku jest scorelauf, który zaliczamy bez problemu, później kolejność punktów jest już obowiązkowa. Od PK 5 prawie do końca tasujemy się cały czas z mocnym zespołem MOK Mszana Dolna. Próbujemy na podbiegach utrzymać ich tempo, ale nie jest to łatwe, chłopaki są naprawdę mocni ( jak ktoś nie wie kim jest Jan Wydra niech sprawdzi stronę Gorce Maraton).  Biegnąc pod górę czułem się jakby moje buty ważyły po kilka kilo każdy, a oni poruszali się tak zwinnie, i lekko jakby po prostu płynęli po śniegu. Wielki szacun. Końcówka było bardzo szybka i tam nam już na dobre odskakują. Etap kończymy na 5 miejscu, z niewielką strata do poprzedzających dwóch teamów. Impreza, jak chyba wszystkie Compassu na jakich byliśmy, była świetna pod każdym względem. Na pewno z drugiego etapu możemy być zadowoleni, dobre tempo, drobne pomyłki nawigacyjne i naprawdę niezły wynik. Tym bardziej szkoda pierwszego dnia, który tak głupio zawaliliśmy, bo mogło być dużo lepiej niż 7 miejsce, które zajęliśmy.
Na koniec jeszcze mała dygresja, w styczniu i lutym wzięliśmy udział w dwóch imprezach, a w sumie były cztery. Szkoda tylko, że ich terminy pokrywały się a to z rajdem 360, a to z rakietami. Na 8 tygodni zimy, chyba można było to lepiej rozplanować.