piątek, 13 sierpnia 2010

Prawdziwa Wyrypa

Czekałem na ten start długo. Trzy miesiące leczenia, rehabilitacji. Obawiałem się tego startu, forma z początku roku poszła w las, ale przede wszystkim miałem nadzieję, że z kolanem będzie wszystko ok. Do bazy docieramy krótko przed 19.00, Zenek rusza na start setki, a my spokojnie udajemy się na pobliski i wtedy jeszcze bardzo ładny rynek w celach konsumpcyjnych. Ruszamy o 21.00, na początek ok. 50 km pieszo, a następnie 100 km rowerem po Górach Izerskich. Trasa nie wydaje się specjalnie trudna, w większości narzucał się jeden wariant, ale przedzierania się na azymut też nie powinno braknąć. Jest mokro, deszcz siąpi do tego dochodzi jeszcze mgła. Na wszystkie punkty trafiamy bez problemu, powiedzmy, że w okolice punkty. Niestety często punkty są poukrywane, co sprowadza się do oglądania każdego drzewa i krzaka - oj nie lubię ja tego :) Idzie mi się całkiem dobrze, całkiem sporo nawet biegniemy. Poza tym, że pod górkę brakuje pary to jest bardzo dobrze.W nocy dodatkowo towarzyszą nam odgłosy miejscowej fauny, a to byczek mruknie, albo inny jelonek.
Ok. 5 rano zaczyna lać i przez następnych kilka godzin się to nie zmienia. Końcówka to przejście wokół malowniczych jezior: Złotnickiego i Leśniańskiego. Trasa trochę monotonna, ciągle góra - dół, ale widoki piękne. Duże wrażenie robią dwie zapory z początku ubiegłego wieku, kawał historii już widziały. Leje coraz mocniej, ostatnie 8 km pokonujemy ciągłym biegiem, zaczyna mi robić zimno. Docieramy do Leśnej, gdzie po ulicach płynie coraz więcej wody. 
Mimo to jest plan, żeby wyjść na rower. Postanawiamy chwilę przeczekać, może przestanie padać. Nie przestaje. Organizator decyduje, że nie puści nas dalej. Nie pozostaje nic innego, jak iść spać. Koło 13 zostaje obudzony, żeby przestawić samochów. Zastanawiam się o co chodzi. Sytuacja na zewnątrz wygląda coraz gorzej. Woda sięga po rant felgi, ale ulicą płynie już wezbrana rzeka. Wody przybywa bardzo szybko. Wraz z orgami i kilkoma osobami, które wróciły z trasy przenosimy rzeczy uczestników piętro wyżej.
Samochodu już nie udało się przestawić. Woda w końcu opada odsłaniając dokonane zniszczenia. Dowiadujemy się, że droga do Lubania jest przejezdna, organizujemy szybko transport, nie ma co siedzieć do rana, bo nie wiadomo co będzie jutro. O północy opuszczamy Leśną.
Impreza, poza zakończeniem, bardzo mi się podobała i chętnie kiedyś wybiorę się w te terenu.