czwartek, 26 grudnia 2013

To był rok - podsumowanie 2013 cz.1

To był zdecydowanie najlepszy jak do tej pory sezon w moim wykonaniu, cieszę się nie tylko z osiąganych wyników czy zajętych miejsc, ale również z tego, że mogłem spróbować wielu nowych rzeczy, poznać nowe miejsca i nowych ludzi, ale przede wszystkim miałem możliwość startować i rywalizować z ludźmi, których bardzo lubię.
Krótki przegląd tego, co działo się w tym roku.

Duże uderzenie na początek, coś o czym marzyłem od dawna i pomału wątpiłem, że uda się to zrealizować, start w czwórkowym zespole w dużym rajdzie. Stojąc na starcie ok. 500 km Mistrzostw Europy w Rajdach Przygodowych rozgrywanych podczas Rajdu 360 stopni dalej w to nie dowierzałem. Mam masę pięknych wspomnień z tego trudnego rajdu, które na długo zostaną w pamięci. Wraz z Magdą, Jurkiem i Hubertem zajęliśmy 6 miejsce na Mistrzostwa Europy, przed startem nie postawiłbym na to nawet złamanego grosza, byliśmy najsłabszym zespołem w stawce, najmniej doświadczonym, ale dzięki naszej wspólnej determinacji i dobrej strategii sprawiliśmy sporą niespodziankę.

Początek marca to start w Biegu Piastów na dystansie 50 km klasykiem, od dawna chciałem się tam wybrać i trochę się rozczarowałem, ja chyba jednak nie lubię masowych startów, do tego kiepsko przygotowane narty powodowały, że za wiele przyjemności z jazdy to nie miałem, pod górę nadrabiałem siłą, w dół mijał mnie kto chciał. Bieg dał nieźle w kość, wiec chociaż to było fajne. Ale wrócę tam jeszcze, najpierw jednak zainwestuje w dobre biegówki i smarowanie.


Kolejną nowością był start w półmaratonie w Lizbonie, mój drugi w życiu start na asfalcie, chciałem pobiec poniżej 1.30, wyszło niewiele więcej, ale w 10 tysięcznym tłumie ciężko się biegnie, zwłaszcza jak startuje się z końca, ale wycieczka fajna, zwiedziłem miasto, bardzo ładne zresztą. Za miastami nie przepadam, ale taka forma zwiedzania bardzo mi odpowiada. W każdym razie na wiosnę planuję półmaraton w Krakowie, gdzie takich tłumów jak w Lizbonie nie będzie, a i forma mam nadzieję lepsza, także będę chciał poprawić wynik o dobrych kilka minut.

Jak śniegi zeszły przyszła pora na pierwsze ultra, Beskidzką 160 na raty, którą nawet wygrałem, co bardzo mi się podobało, impreza też była fajna. Kameralny bieg w miłej atmosferze, czytelność mapy trasy jedynie pozostawiała trochę do życzenia. Na jesiennej edycji nie byłem, ale słyszałem sporo dobrych opinii, a trasę sam sprawdzę w przyszłym roku, kiedy edycja jesienna 2013 stanie się edycją wiosenną. W każdym razie bardzo mi się ta impreza podobała, głównie ze względu na atmosferę.

Jedynym stałym punktem w kalendarzu odkąd startuję jest Kierat,  nie inaczej było w tym roku. Tradycją dotychczasowych startów było to, że za każdym razem poprawiałem czas i miejsce i cieszę się, że udało mi się tą tradycję podtrzymać, czas o półgodziny lepszy niż w 2012 i jedno oczko wyżej z 8 na 7. W kolejnym roku Kieratu również nie zabraknie, ale mam nadzieję, że o trochę więcej się przesunę niż tylko na 6 i czas też będzie dużo lepszy, w takim tempie, to dopiero w 2019 wygrałbym Kierat, a nie chcę tyle czekać :P
fot. T.Baranowski
 ciąg dalszy nastąpi...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz