wtorek, 30 grudnia 2014

Podsumowanie A.D. 2014

Rok temu o tej porze napisałem, że 2013 to był zdecydowanie najlepszy rok w mojej karierze, fajne wyniki, bla bla bla i tak dalej. Pozostaje mi ponownie powtórzyć te słowa, ciekawe jeszcze jak długo będę mógł tak mówić ;-)
Z pewnością był to też najcięższy rok, dużo trudniejszy niż poprzedni. Raz, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, a dwa że pewnie nie tylko tak jest w moim przypadku, ale im szybciej czy mocniej coś robię, tym więcej sił te starty kosztują i odpoczynku to wymaga, do czego nie zawsze się stosowałem. Ze statystyk ponad 800 km pokonałem podczas rajdów przygodowych, prawie 1000 w czasie ultra. Do tego jeszcze treningi. Sporo jak na mnie.

Ale od początku, zima to tradycyjnie Rajd Zimowy 360, tym razem w urokliwych mazurskich krajobrazach, wynik pozostawił spory niedosyt, bo stać nas było na więcej, ale przygoda była przednia. Kapitalne odcinki rowerowe, zamarznięte jeziora i zadania specjalne, jak choćby most linowy w Kruklankach. No i bania na koniec z kąpielą w przeręblu. Mnóstwo fajnych, trochę zimnych wspomnień. W 2015 puszcza Knyszyńska, chyba też będzie fajnie i zimno.
fot. Łukasz Utko
Główny cel roku, to było Tor des Geants i wszystko po drodze miało mnie przygotować do kolejnej próby z gigantami. Starty w górach zacząłem od 3 miejsca w deszczowej edycji Beskidzkiej 160 na raty, wynik całkiem dobry jak na fakt, że poprzedzające dni zmagałem się z urazem kolana, na szczęście w czasie imprezy wytrzymało i później w trakcie sezonu obyło się bez problemów. 

Maj to tradycyjnie Kierat, udało się utrzymać dotychczasowy trend, że co start to wyższe miejsce i lepszy wynik, tym razem skończyło się na 5 miejscu i czasie poniżej 15 godzin. Startowałem razem z Kamilem, dla którego była to pierwsza setka po krzakach. Niestety trochę się odwodniłem i podium przepadło, ale może jeszcze kiedyś...

W czerwcu startujemy ponownie z Kamilem pod banderą UltrAspire w Biegu Rzeźnika, dużo radości z biegania tam miałem, Kamil nieco mniej, bo organizm trochę nie chciał współpracować, ale ostatecznie łamiemy 10 h na głównej trasie, ponadto ruszamy na Hardcore'a gdzie zajmujemy 3 miejsce. Rejon Halicza i Rozsypańca to po prostu rewelacja, niesamowite widoki, pusto na trasie. Góry są piękne, Bieszczady są piękne. W ogóle sama impreza była świetna, cała otoczka, koncerty, no i przede wszystkim ludzie, wielkie święto biegania.
fot. Andrzej Brandt
W lipcu dobra passa została utrzymana, ale pojawiły się pierwsze kłopoty. Najpierw zrobiłem tygodniowy obóz biegowy, po czym po kilku dniach wystartowałem w biegu o nieco dziwacznej nazwie K - B - L, odbywającym się w ramach Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich w Lądku Zdroju, 2 miejsce było fajne, same zawody dla mnie mniej, czymś się strułem i większość trasy walczyłem z żołądkiem, ale na podium wystarczyło.

Kilka dni później start, którego na początku nie planowałem, ale jak pojawił się w kalendarzu, to nie mogłem nie wystartować. Mountain Touch Challenge, czyli 300 km rajd przygodowy z bazą w Szczawnicy, co tam się nie działo. Na początek white water po Popradzie, z wieloma przygodami, później góry, góry, góry, dość powiedzieć, że 50 km trekking po Gorcach robiliśmy ponad 20 godzin. Do tego burze, upał. Było tam wszystko, na koniec wdrapaliśmy się na najniższy stopień podium.
fot. Piotr Dymus

Kolejne kilka dni po rajdzie w Szczawnicy był Chudy Wawrzyniec, już na starcie byłem zmęczony, ale bardzo lubię tą imprezę, więc co tam, pobiegnę krótszą trasę i będzie ok. Tak nie było, dobra pozycja na rozejściu tras na Rycerzowej spowodowała, że wybrałem długą trasę, przeklinałem, to bardzo później, skończyło się na 4 miejscu i podium w kategorii, ale ledwo żywy dotarłem na metę, dość nieodpowiedzialne były te letnie starty, w perspektywie TdG  Drugi raz tego błędu nie popełnię.

Do samego Tor des Geants staram się nie wracać, nie fajnie jest przegrywać, ale jest nieodłączny element sportu. Na trasie było świetnie, do czasu, zgodnie z zasadą żarło, żarło i zdechło. 50 km i trzy podejścia przed metą, z perspektywą złamania 100 godzin, zszedłem z trasy z powodu kłopotów z oddychaniem. Późniejsze badania w szpitalu w Aoście i następnie w kraju, wykluczyły jakieś poważniejsze problemy, po prostu mocne przeziębienie, wysiłek, brak snu i organizm odmówił dokończenia procesu. Szkoda, bo czułem się dobrze przygotowany i forma była. Przygoda w każdym razie niesamowita, bajeczne widoki, fantastyczni ludzie. Może jeszcze kiedyś... Kamil, Tadek i Tomek ukończyli trasę, fajnie było ich też obserwować i cieszyć się z nimi.


Po Alpach przyszły długie tygodnie dochodzenia do siebie i próby w miarę systematycznego i powolnego odbudowywania formy, próby dość słabo udane. Po drodze jeszcze 150 km podczas Łemkowyna Ultra Trail, kolejny start, której nie byłem w stanie sobie odmówić. Beskid Niski jest cudny, a zwłaszcza jesienią, sama impreza też mi się podobała, a najbardziej tony błota, które było na trasie, ale sam występ był słaby w moim wykonaniu. W zasadzie, to od początku szukałem wymówki, żeby zejść z trasy. Głowa chciała, ale nogi nie miały siły, nawet po płaskim ledwo co biegłem, a często to i szedłem. Dziwne to było uczucie, gdzie wiesz, że nawet nie masz szansy zbliżyć się do swoich możliwości, niby dajesz z siebie co możesz, ale to na niewiele wystarcza. I z każdym kilometrem wiesz, że będzie gorzej. Ciekawe przeżycie, ale raczej drugi raz nie chcę tego doświadczyć. 

Ostatni start to Funex Orient, rajd z bazą w Zawoi, odbywający się w zimowych warunkach, co chyba większość startujących zaskoczyło. Ogólnie dalej było słabo z mojej strony, ciągnąłem się za Jurkiem, aż w końcu przestałem i zeszliśmy z trasy. W sumie inne ekipy też miały problemy, bo sklasyfikowano nas na trzecim miejscu, ale jakoś za bardzo to mnie nie ucieszyło. Słaba ta jesień była tego roku.

Na szczęście w grudniu było lepiej, wróciłem do normalnych, spokojnych treningów, radość z biegania też wróciła. Kalendarz na kolejny sezon w zasadzie jest, na pewno będzie mniej startów, ale mam nadzieję, że dzięki temu za rok będę mógł znowu napisać, że rok 2015 to był najlepszy jak dotąd :-)

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku, dużo zdrowia oraz wiele, wiele radości z rajdów, biegów, triathlonów czy czegokolwiek, w co się bawicie.